niedziela, 22 sierpnia 2010

Lot + Juneau

Doleciałam wczoraj kolo 21:20 do Juneau. Na lotnisku powitali mnie: Abby (host siostra), Julie( host mama) i Jay (host tata). Zabrali mnie do domu i tam poznałam jeszcze sioste Julie i jej męża. Porozmawialiśmy trochę, starali się nauczyć poprawnie wymawiać moje imię, a potem oglądałam z Abby Remember Me, ale obie zasnęłyśmy w połowie.
Lot był długi, jednakże bez jakichkolwiek trudności. Z Berlina do Londynu nikt koło mnie nie siedział więc miałam więcej miejsca. Po przylocie na LHR od razu kierowali albo do kontroli paszportowej, albo do security control jeśli lecisz dalej. Razem z jakąś Amerykanką odnalazłyśmy drogę. Samolot do Seattle był ogromny! Piętrowy, pierwsza klasa na górze, reszta na dole. Każdy miał swój własny ekranik. Koło mnie siedział Brytyjczyk, który leciał do pracy na ogromnym statku wycieczkowym, a obok niego siedziały dwie starsze panie jadące odpocząć właśnie na ten statek. Następnie w Seattle najpierw poszłam do imigration, gdzie sympatyczny pan pobrał odciski palców, poprzybijał pieczątki, a następnie przepuścił mnie do odbioru bagażu, na który czekałam bardzo długo - przed deske snowboardową. Później zastanawiałam się gdzie mogę zapłacić za bagaż, którego na ten lot nie mogłam kupić wcześniej, więc znalazłam kogoś kto by mi pomógł i kolejny sympatyczny pan powiedział mi, że się nie płaci tylko położył bagaże na taśmie i chwilę ze mną pogadał. Aby dotrzeć do gate'u C musiałam wziąć 3 metra i w odnalezieniu się pomógł mi chłopak, który podróżował z mamą i młodszym bratem, który był bardzo zaskoczony moją deską.
gdzieś nad Rotterdamem

Grenlandia


gdzieś nad Kanadą 

Dziś rano byłam  pooglądać miasteczko, które w sezonie jest strasznie popularne dla turystów, dla których większość sklepów jest otwarta w sezonie i tylko w sezonie. Potem zjadłyśmy lunch i poszłyśmy do Heritage Coffee, wjechałyśmy kolejką na górę Roberta, a następnie poszlysmy na urodziny koleżanki Abby. 13 dziewczyn spotkało się w mieście, aby dowiedzieć się co będą robić (urodziny organizowała siostra tej koleżanki). Okazało się, że podzielono nas na drużyny i wręczono kartke z zasadami i rzeczami do sfotografowania w całym Juneau oraz aparat i 5 dolarów. Miałyśmy na to 3 h. Najtrudniejsze było odnalezienie flagi Montany i kolesia z długą brodą. Potem poszłyśmy do domu Marleny na dalszą część urodzin.
W poniedziałek jadę wybrać przedmioty, a we wtorek pierwszy dzień szkoły.
Jak na razie to zauwazylam ogromne samochody i to ze naduzywaja slowa cool.











widok z tramwaju jak oni to nazywaja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz