poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Exchange students & glaciers

Znow to samo - notka pisana wczoraj czyli opowiada o sobocie i niedzieli :P

Weekend! Znowu zaczynam go doceniać! po całym tygodniu szkoły nareszcie się wyspałam.

W sobotę rano poszłyśmy z Abby na ściankę, a potem poszłam z Aseną z Turcji, Knack z Tajlandii i Julianą z Brazylii. Poszłyśmy na zakupy, a potem do miejsca, które nazywa się Frozen Yogurt. Wybierasz smaki jogurtu, który bardziej przypomina lody, ale się nie topi. A potem dobierasz dodatki - owoce, słodkości, orzechy, polewy itd. Potem na wagę i płacisz. Następnie chciałyśmy iść na kawę i czekoladę, ale wszystko było już zamknięte, więc poszłyśmy do domu Juliany, a następnie na basen, gdzie odbywały się urodziny kolegi host brata Aseny i host brata Knack.

Dziś za to leciałam helikopterem. Dzień był bardzo słoneczny. O 14:30 pojechałyśmy do Era Helicopters, gdzie Abby pracowała w wakacje.   Organizują oni przeloty na lodowiec dla turystów. Więc polecieliśmy w pięć osób + pilot na Taku Glacier. Przez pół godziny spacerowaliśmy po lodzie, wodzie i tym podobnym. Jeszcze 130 lat temu pływały tam statki - dziś jest jeden wielki lód - a podobno lodowce topnieją:P Potem polecieliśmy jeszcze zobaczyć Norris Glacier, Lemon Creek Glacier i Juneau z lotu ptaka.
Po przelocie pojechałyśmy z Abby i Nancy na ściankę. A następnie na plażę przy kolejnym lodowcu Mendenhall Glacier, gdzie host tata zrobił hamburgery i pograłyśmy na gitarze i opanowywałyśmy jazdę na longboardzie.
Dzień uważam za udany!
























nasz pilot




















most łączący Juneau z Douglas







Abby i Nancy 










sobota, 28 sierpnia 2010

Bus + audition

Haha! Dwa dni temu miałyśmy jechać z Abby żółtym school bus, ale akurat gdy wychodziłyśmy z domu on przejechał, więc postanowiłyśmy spróbować jeszcze raz wczoraj. Tak więc jechałam tym słynnym żółtym autobusem. Nic szczególnego - fajnie wygląda tylko z zewnątrz. W środku siedzieli sami freshmen and sophemores. Dla wyjaśnienie jeśli jesteś w 9th grade jesteś freshman, 10th grade - sophemore, 11th - junior (ja!) i 12th - senior.

W szkole idzie mi bardzo dobrze. Najciekawszą lekcja jest american lit/comp, najzabawniejszą acting company, a najgorszą american history. Ta ostatnia jest ciekawa, ale ludzie nie. Siedzimy w grupach po 4 osoby. Dziewczyna, która jest w mojej grupie nie wiedziała co to Berkeley i jak się piszę Albuquerque.

Po szkole poszłyśmy kupić sukienkę dla Abby, a potem wróciłyśmy do szkoły, bo Abby szła na przesłuchania do All I really need to know I learned in Kindergarten. Ja poszłam aby pooglądać i wesprzeć Abby i Maddie (jej koleżanka). Ale jak kiedy już tam byłyśmy córka pani Moore (p. Moore, czyli nauczyciel Acting Company i przewodnicząca Drama) powiedziała : Come on Ewa! Try! więc też poszłam na przesłuchania. W 20 min miałam w miarę dobrze opanować krótki tekst z niemieckim akcentem. Każdy kto był na przesłuchaniu dostał się.

Dziś były wszystkie periods i przeżyłam swój homecoming assembly. Każdy rocznik siedzi osobno, na początku córka pani Moore zaśpiewała hymn USA - ta dziewczyna ma niesamowity głos, aż ciarki po plecach przechodziły, potem freshmen zaczęli wykrzykiwać okrzyk JDHS i jest to coś w stylu "ja czuję ducha drużyny, coś tam coś tam, czy ty też?" i potem wskazywali na sophemores i oni wykrzyczęli i przesło na nas i na seniors i tak parę razy. Potem wszystkie zeszłoroczne drużyny wyszły na środek, dyrektor przemówił i na tym się skończyło.

Po szkole poszłyśmy z Abby i jej koleżanką z pracy - Nancy na ściankę, a następnie wróciłyśmy do szkoły na rehearsal. Wszystko skończyło się koło 10 p.m.
Za niedługo będzie bal - seniors zapraszają freshmen, junior - sophemores, więc muszę kogoś znaleźć.

Coś apropos szkoły: Książek do szkoły się nie kupuje - masz swoją kartę ID i dzięki niej wypożyczasz wszystkie książki - textbooki i zwykłe książki, które stają się twoją własnością na rok. Lekcje trwają 1:20 lub ok 50 min jak dziś. Lunch trwa 1h. Lekcje zaczynają się koło 9:15 jest nie masz period 0 (zazwyczaj to rysunek albo coś) i kończą koło 3:45.                                                

Moje książki - na razie więcej jeszcze nie mam, albo są w szkole, np. hiszpański.
Co to za książki to widać, ale ta mała książeczka to nasza sztuka. 
Więcej zdjęć na razie nie mam. 

wtorek, 24 sierpnia 2010

Szkoła

Wczoraj (poniedziałek) pojechałam z Jay'em i Abby kupić kartę sim do mojego telefonu. Tak więc mam swój amerykański numer w sieci GCI. Dodali mnie do swojego "planu", tak więc mogę dzwonić do nich za darmo. W przyszłym miesiącu dokupimy jeszcze "texting", czyli po prostu będę miała dużo smsów do wykorzystania. Następnie pojechaliśmy do szkoły wybrać przedmioty, byliśmy trochę wcześnie, więc Abby pokazała mi szkołę. Później przyjechała Julie i poszliśmy na spotkanie z Frankiem, czyli kimś kto dobiera nam przedmioty itd. Poznałam Shiote, który też jest z CCI, więc mamy tą samą koordynatorkę. Po szkole poszliśmy kupić wszystko co potrzebne będzie w szkole i na kręgle. Później znów poszłyśmy się z Abby powspinać. Wieczorem oglądnęłyśmy do końca Remember Me.
Tu są rozstawione stoliki przy których jemy lunche


Host dad


Abby


A dziś był pierwszy dzień szkoły! Mój plan to:
American History
Am Lit/ Comp
French 4
Acting Company
Spanish 2
Algebra 2/ Trig, ale nie wiem czy nie zmieni się na Algebra 2
Każda lekcja to period. Więc pierwsza lekcji to period 1, a 2 to 2 itd.
W poniedziałki i piątki mamy wszystkie 6 periods, a we wtorek tylko 3,4,5,6; w środe 1,2,5,6 i w czwartek 1,2,3,4.
Najfajniejszą lekcją jak dotąd było acting company!
Wszyscy, którzy dowiadują się, że jestem z Polski i że jestem wymieńcem mówią: Oh It's cool, oh sweet, oh is it cold there? Śmiać mi się czasem chce!
Nauczyłam się otwierać swój locker, co nie jest takie łatwe. Najpierw musisz parę razy pokręcić, aby się wyzerowało, następnie kręcąc w prawo przejść przez 0 do 2, potem w lewo minąć zero i dojść do 32 i potem w prawo znowu minąć zero i dojść do 38! Miałam też godzinny lunch.
Najtrudniejszą lekcją dziś była algebra, bo nie rozumiałam, co Pan Colleman mówił, ale znalazłam w mojej książce mającej ok 1200 stron meaning of the symbols, więc teraz jestem mądrzejsza :D
Po szkole pojechałyśmy na ściankę, potem pizza i homework na algebre.

Kraby + wspinaczka

Notka była pisana wczoraj, ale jej nie opublikowałam, więc wszystko to działo się przedwczoraj, ale już nie chce mi się poprawiać wczoraj na przedwczoraj :D
Wczoraj rano pojechałam z Julie na zakupy. Najpierw do takiego sklepu, który wystrojem przypominał Almę, a nastepnie do takiego jakby polskiego Makro. Na wejściu pokazujesz kartę członkowską, następnie bierzesz ogromny wózek i wybierasz. Kiedy jesteś już przy kasie to po stronie kasjera zostawiasz wózek, a ty idziesz na drugą. Nigdy sam nie pakujesz swoich zakupów, a rachunek naliczono na tą kartę członkowską. Przy wyjściu sprawdzają jeszcze czy na pewno zapłaciłeś.
Potem przyjechała koordynatorka, która zrobiła orientation, a następnie przypięliśmy ich łódkę do pick-up'a i pojechaliśmy na ryby. Jezioro jest położone tuż przy jęzorze Mendenhall Glacier! widoki są wspaniałe. Niestety nie udało nam się nic złowić. Popłynęliśmy też do takiego miejsca gdzie wszyscy zrzucają do wody swoje klatki na kraby i oznaczają je bojka pływającą po powierzchni wody. Wyciągnęliśmy jedną klatkę w której były 3 samice krabów i wrzuciliśmy nową. Po powrocie zjedliśmy obiad - makaron z sosem krabowym, a następnie poszłam z Abby na ściankę wspinaczkową. Collin, który tam pracuje nauczył mnie jak asekurować Abby i jak samej się wspinać. Potem poznałyśmy jeszcze Phila, który pokazał Abby parę sztuczek.
Niestety miało padać więc nie miałam przy sobie aparatu.
W Juneau jak na razie widziałam 3 subway'e, starbucks'a i walmart'a, ani jednej otylej osoby i dużo deszczu.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Lot + Juneau

Doleciałam wczoraj kolo 21:20 do Juneau. Na lotnisku powitali mnie: Abby (host siostra), Julie( host mama) i Jay (host tata). Zabrali mnie do domu i tam poznałam jeszcze sioste Julie i jej męża. Porozmawialiśmy trochę, starali się nauczyć poprawnie wymawiać moje imię, a potem oglądałam z Abby Remember Me, ale obie zasnęłyśmy w połowie.
Lot był długi, jednakże bez jakichkolwiek trudności. Z Berlina do Londynu nikt koło mnie nie siedział więc miałam więcej miejsca. Po przylocie na LHR od razu kierowali albo do kontroli paszportowej, albo do security control jeśli lecisz dalej. Razem z jakąś Amerykanką odnalazłyśmy drogę. Samolot do Seattle był ogromny! Piętrowy, pierwsza klasa na górze, reszta na dole. Każdy miał swój własny ekranik. Koło mnie siedział Brytyjczyk, który leciał do pracy na ogromnym statku wycieczkowym, a obok niego siedziały dwie starsze panie jadące odpocząć właśnie na ten statek. Następnie w Seattle najpierw poszłam do imigration, gdzie sympatyczny pan pobrał odciski palców, poprzybijał pieczątki, a następnie przepuścił mnie do odbioru bagażu, na który czekałam bardzo długo - przed deske snowboardową. Później zastanawiałam się gdzie mogę zapłacić za bagaż, którego na ten lot nie mogłam kupić wcześniej, więc znalazłam kogoś kto by mi pomógł i kolejny sympatyczny pan powiedział mi, że się nie płaci tylko położył bagaże na taśmie i chwilę ze mną pogadał. Aby dotrzeć do gate'u C musiałam wziąć 3 metra i w odnalezieniu się pomógł mi chłopak, który podróżował z mamą i młodszym bratem, który był bardzo zaskoczony moją deską.
gdzieś nad Rotterdamem

Grenlandia


gdzieś nad Kanadą 

Dziś rano byłam  pooglądać miasteczko, które w sezonie jest strasznie popularne dla turystów, dla których większość sklepów jest otwarta w sezonie i tylko w sezonie. Potem zjadłyśmy lunch i poszłyśmy do Heritage Coffee, wjechałyśmy kolejką na górę Roberta, a następnie poszlysmy na urodziny koleżanki Abby. 13 dziewczyn spotkało się w mieście, aby dowiedzieć się co będą robić (urodziny organizowała siostra tej koleżanki). Okazało się, że podzielono nas na drużyny i wręczono kartke z zasadami i rzeczami do sfotografowania w całym Juneau oraz aparat i 5 dolarów. Miałyśmy na to 3 h. Najtrudniejsze było odnalezienie flagi Montany i kolesia z długą brodą. Potem poszłyśmy do domu Marleny na dalszą część urodzin.
W poniedziałek jadę wybrać przedmioty, a we wtorek pierwszy dzień szkoły.
Jak na razie to zauwazylam ogromne samochody i to ze naduzywaja slowa cool.











widok z tramwaju jak oni to nazywaja

piątek, 13 sierpnia 2010

Placement!

Dwa lata temu postanowiłam pojechać na rok szkolny do USA. Chciałam jechać na 1 LO, ale rodzice się nie zgodzili, więc postanowiłam poczekać i męczyłam ich dalej. No i przed sylwestrem złożyłam papiery i czekałam. Akceptacje dostałam w lutym, a pierwszy placement 4 sierpnia - niestety musiałam go odrzucić. Dziś, gdy siedziałam w samochodzie zadzwoniła pani z Furnela i powiedziała, że jest kolejny placement... na Alasce! Juneau! stolica stanu. Rodzinka składa się z mamy Julie ( 55 lat) i ojca Jay'a (58 lat). Oprócz tego maja dwie córki. Jedna, Abby (16 lat), mieszka z nimi, a druga jest na studiach i już tam nie mieszka. Julie jest pracownikiem socjalnym, zajmuje się domem i piecze, a Jay jest tenorem, gra na gitarze i występuje w różnych sztukach, oprócz tego jest self employed( nie wiem co robi dokładnie). Szkoła jest duża, 12 minut od domu. Z okna mam widok na lodowiec, a 6 mil od domu mam ośrodek narciarski :D Rodzina jeździ na nartach, grają na gitarach i pianinie. Planują wziąć mnie też na święta do Minneapolis :)

mój pokój
dom
salon