niedziela, 19 grudnia 2010

Grudzien!

W sobotę 4 grudnia pojechałyśmy z dziewczynami na stok pojeździć na sankach. Była okropna śnieżna pogoda więc po pół godzinie zdecydowałyśmy się wrócić na gorącą czekoladę i zorganizowałyśmy sobie nockę w domu Ellen.  
6 grudnia były moje urodziny. Host mama przyniosła na próbę wielki tort z napisem Happy Birthday Ewa! 40 osób zaśpiewało mi sto lat i każdy dostał ciasto. 6 też nareszcie dostałam paczkę z prezentami, która przez dłuższy czas była uważana za zaginioną. 7 grudnia poszłam z host rodzinką do El Sombrero na obiadek, dostałam prezenty od nich i host mama zrobiła pyszne Peanut Butter Chocolate Pie. W czwartek miałam obiad z koordynatorką. W sobotę rano pojechałam z host mama skate skiingować. Początek był trudny i skończył się siniakami, ale potem było dobrze. Wzięłam aparat, ale z rozładowanymi bateriami… :/ Wieczorem pojechałam z host rodzinką na sushi do Asiana Garden, a potem na musical Burlesque! Super! I upiekłam piernik polski z przyprawami z Polski! Była to ostatnia noc u tej rodzinki.
W niedziele wieczorem przeprowadziłam się do rodzinki nauczycieli. Host mama uczy sztuki i angielskiego, a host tata lekcje muzyki – głównie chór. Mam dwie host siostry – Shanae’a jest senior w JDHS i ma 17 lat, a Aria ma 15 lat i jest sophamore w JDHS. Przyjechali na Alaskę 6 lat temu z Texasu.
Oczywiście od nowa zaczeły się pytania o mnie, Polskę, itp. Mama host taty poprosiła go aby zapytał mnie co chce dostać na święta. Śmieszne J
Ostatnio Shanae’a starała mi się wytłumaczyć, że oni są takimi przybranymi Amerykanami. Mogą mieszkać w pięknym miejscu jak Kanada, ale nie muszą być Kanadyjczykami! Na co Macrina zaczęła śpiewać Canmerica, canmerica do melodii kanadyjskiego hymnu. We wtorek był koncert w JDHS i w przerwach kiedy się nudziłam z Shanae’a narysowałyśmy flagę Canameriki  i wymyśliłyśmy język. Jeszcze powiedziała mi jakby amerykanie napisali moje imię ze słuchu i wyszło Eva Gejesheek.
Niesamowite jakie oni mają tu możliwości rozwoju! Muzyka!!
W środę natomiast był koncert szkolnego chóru i orkiestry symfonicznej. Strasznie profesjonalne. Pierwsza i ostatnia piosenka była niesamowita. Kiedy rozpoczął się koncert na scenie był tylko host tata i pianistka. Dziewczyny zaczęły śpiewać stojąc nad naszymi głowami na takim podwyższeniu, więc nie było ich widać, a na końcu kiedy chłopcy dołączyli to stali na takiej platformie i wyjechali ze sceny do góry. Ostatnia piosenka była niesamowita, bo było to połączenie chóru, orkiestry i cudownej solówki na gitarze elektrycznej.
Postanowiłam wrócić do Polski. Tak więc w czwartek miałam ostatnią próbę do Music Mana, a w piątek ostatni dzień szkoły. Żegnałam się z cudownymi ludzmi, którzy mnie przytulali i mówili, że będą tęsknic. Nauczycielka angielskiego była w niezłym szoku. Na hiszpańskim ludzie byli smutni, że jadę i nie będę już z nimi, więc zrobiliśmy wspólne zdjęcie i zabraliśmy prawie połowę lekcji na pożegnanie. To jedna z fajniejszych klas była. Matma pożegnała mnie testem. I Mr.Collman powiedział, że nie mogę jechać, bo jestem praktycznie jedyną osobą, która cokolwiek rozumie w tej klasie.
Wieczorem pojechaliśmy z Arią, Shanae’ą i Macriną do Asiana Garden na obiadek, a potem dołączyła do nas Angela i oglądałyśmy filmy i spędziłyśmy noc w moim host domu. Część dziewczyn wręczyła już prezenty świąteczne.
W sobotę po południu pojechałyśmy na lekcje tańca z choreografem z Broadwayu – Ricci. Śmieszna kobieta z Filipin. Początek był ciężki, ale potem zrobiło się super. Po lekcji pojechałyśmy do Waffle Co. bo nasi znajomi tam byli, więc pożegnałam się z moimi dwoma kolegami, a następnie wróciłyśmy na kolejny maraton filmowy.
Jutro idziemy na Christmas Party do domu koleżanki – Taylor.
Zdjecia sa nie po kolei!



 
moja skarpeta

Brownie Sunday!


po lewej Rochelle, po prawej Aaron

Rochelle i ja


Hiszpanski


Acting Company


Francuski - Sarah, Haila, ja i Stephanie


Przy wyjsciu z biblioteki sa bramki jak w sklepach

Flagi sa wszedzie


Biblioteka


exchange students

Juneau

niedziela, 28 listopada 2010

Śnieg, Thanksgiving, Harry Potter!

W zeszłym tygodniu zaczął padać na reszcie śnieg w dolinie! Stoki mają się otworzyć 4 grudnia!

Byłam jeszcze raz na operze host taty. Mam próby do Music Man. Zmieniam Am. Hist w przyszłym semestrze na pływanie. Musiałam recytować amerykański wiersz. Mieliśmy dzień jedzenia pochodzącego z naszych krajów/środowisk. Większość ludzi o tym zapomniało, więc przyniosą w przyszłym tyg. Ja przyniosłam babkę. Miałam kolejny 3 dniowy tydzień.

W czwartek było święto dziękczynienia. Host mama wstała o 5 nad ranem, aby wsadzić indyka do piekarnika. Posprzątaliśmy cały dom, było duża jedzenia, Abby zrobiła tort lodowy. Koło 12 przyszli znajomi host rodzinki z 10 latką i 2 latką.Przed jedzeniem każdy powiedział za co dziękuje. Potem pojedliśmy indyka, słodkie ziemniaki, sałatkę żurawinową i wiele innych. Zrobiliśmy rodzinne zdjęcia, z których potem robią świąteczne kartki dla rodziny. Wieczorem host tata włączył po raz pierwszy lampki na choince zewnętrznej. Po święcie dziękczynienia zaczyna się okres bożonarodzeniowy. Ludzie zaczynają dekorować domy, a radia puszczać "Santa Claus is coming to town" i "All I want for Christmas is you" i tym podobne.  Za miesiąc lecę na święta do Minneapolis, po drodze zahaczając o Seattle. Będzie tam ogromna rodzina host rodzinki i będzie zabawnie.
Tydzień temu byłam w sklepie i Mikołaj był. Dziś pojechałam do sklepu to wszystko już świąteczne i Mikołaj siedział i dzieci sobie robiły zdjęcia.

Po całej uroczystości pojechaliśmy do kina na Pottera! Chyba najlepszy jaki dotąd był.

W piątek mieliśmy próby przed kolejnym DDF, bo w czwartek następny wypływamy do Wrangell. Potem ja, Abby, Shanae'a, Aria, Ellen, Macrina, Angela i Mrs. Moore (czyli ci co zawsze) pojechałyśmy na obiad i do kina na Roszpunkę. Film w stylu starodisneyowskim z humorem Shreka 1. Mega! Potem ja i Abby pojechałyśmy do Public Market. Jest to wydarzenie coroczne. Ludzie z Alaski i całej Ameryki przyjeżdżają i sprzedają hand made rzeczy. Fajne rzeczy można kupić.

I znalazłam chyba pierwszy normalny sklep z ciuchami w Juneau!




wtorek, 16 listopada 2010

Długi weekend + tęsknota.

Wiem, że czytają to nie tylko moi rodzice, ale też ludzie, którzy chcą pojechać więc poruszę ważny i nie rozłączny temat rocznego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Tęsknota. Poza faktem, że jest to super niepowtarzalna przygoda i jest w 100 % warta opuszczenia Polski na 10 miesięcy, to ma też swoje małe minusy. Nawet jeśli wasza rodzinka jest wspaniała i macie zajęty czas to przychodzi okres kiedy zaczyna się tęsknić. CCI opisuje to jako drugi etap pobytu w USA i twierdzi, że uczeń zaczyna nie lubić kultury, ludzi, chce wracać do domu itp. Jeśli doszedłeś do tego punktu to warto pogadać z własnymi rodzicami. Oni naprawdę pomogą! I nie starajcie się zapełnić sobie czasu, aby ten mijał szybciej, bo nie po to tu przyjechaliście. Znajdźcie zajęcia, których w Polsce nie będziecie mogli spróbować i cieszcie się czasem, który tu macie!

Moja host siostra nie jest taka super jak była na początku. Fajna dziewczyna, ale nie jesteśmy sobie bliskie czy coś. Prawie nie rozmawiamy, jak siedzimy same w aucie to jedyne co pozwala nam przetrwać to muzyka, bo inaczej to jest cicho. No trudno..

W czwartek mam spotkanie z kolesiem, który układa mój plan. Chcę zmienić American History na coś innego, jeszcze nie wiem co, bo nie wiem co jest dostępne w tym czasie – może gotowanie, może jakiś sport, zobaczymy.

Miałam długi weekend z powodu dnia weterana i konferencji nauczycieli. Z czwartku na piątek poszłam do domu państwa Moore, na noc do Arii. Oglądałyśmy Harrego Pottera i grałyśmy na Wii. Mrs. Moore zrobiła nam cynamonowe bułeczki, a rano Shanae’a odwiozła mnie do domu. Ich rodzina jest bardziej podobna do mojej własnej. Głośno w domu i jakoś tak bardziej rodzinnie. W piątek zrobiłam im obiad, a wieczorem pojechałyśmy do Ellen na maraton Harrego Pottera. Ja, Abby, Ellen, Angela, Macrina, Zac i Devon(kolega ich) oglądnęliśmy 2 części, bawiłiśmy się z pięknym czarnym labradorem i słuchaliśmy komentarzy Macriny, która jest ogromną fanka serii i komentowała każdy możliwy szczegół.  W sobotę pojechałam z host mama do Cosco (polski Makro), Walmartu i do miejsca gdzie się recyclinguje śmiecie. Całe Juneau recyclinguje ile tylko może. Potem ja, Abby i jej mama pojechałyśmy do włoskiej restauracji , a następnie do szkoły obejrzeć operę L’elisir d’amore (eliksir miłości), w której host tata miał główną rolę. Bardzo dużo ludzi ze szkoły przyszło. Wyszło fajnie. Opery z reguły są nudne i straszne (moja opinia), ale ta była zabawna i ciekawa i po włosku(!).

Wczoraj miałam próbę do Music Man. Uczyliśmy się piosenek. Dowiedziałam się, że jestem Alto. Uczył nas ich Mr. Moore. Mrs. Moore i Mr. Moore to najlepsi nauczyciele w szkole. 


Trochę Juneau:


tu koczowaliśmy przed wyprzedażą
 Opera: 



host tata




niedziela, 7 listopada 2010

chorowanie w USA + Halloween + The Music Man + ski swap

W ostatnim tygodniu października zachorowałam. Zaczęło się od bólu gardła, kataru, a przeszło na uszy i kaszel. W czwartek i piątek zostałam w domu i leczyłam się rutinoscorbinem i herbatką i dużą ilością Przyjaciół. Przed to ominął mnie piątek, kiedy wszyscy uczniowie przebierali się w swoje Halloweenowe kostiumy. Jednak w sobotę rano kiedy nie było lepiej a gorzej pojechałam z host mamą do lekarza. Na wejściu musiałam wypełnić moją życiową historię choroby + parę rzeczy o rodzinie! Skąd ja miałam pamiętać kiedy miałam jaką szczepionkę lub inne dziwne rzeczy. Potem przyszła po mnie pani doktor i zabrała mnie do małego gabineciku. Zbadała mnie, zadała parę pytań. Badanie nie różniło się niczym do tego co mamy w Polsce. Pani była bardzo miła. Potem poszła wypisać receptę i ją wydrukować.  Przy wyjściu musiałam zapłacić. Potem w poczekalni chciałam wykupić swoje lekarstwa. Był tam taki automat do wydawania leków "InstyMed". Podajesz numer swojej recepty, pytają cię o ubezpieczenie i tu zaczęły się problemy. Proszono nas o połączenie z firmą obsługującą tą maszynę. Pan oznajmił, że moje ubezpieczenie nie pokrywa leków. Tak więc kolejna godzinę spędziłyśmy na dzwonieniu do CCI i wyjaśnianiu sprawy. Po 10 telefonach poddałyśmy się i po prostu kupiłyśmy te antybiotyki normalnie bez ubezpieczenia (drogo! ale i tak taniej niż w aptece) i pojechałyśmy do domu. 

Sobotę spędziłam na oglądaniu Przyjaciół i robieniu musu bananowego. Podsumowując chorobę: wcale nie jest fajnie chorować w innym kraju nie mając swojego własnego łóżka, lodówki i rodziców. W niedzielę było Halloween. Wycięłyśmy z Abby 3 dynie, host mama zrobiła pyszne bazyliowe pesto, a przed 18 przebrałyśmy się w stroje i pojechałyśmy do rodzinki Moore po Arię i Shanae'a (nie wiem jak to odmienić). Z nimi pojechałyśmy do Ellen, która była z Angelą i potem ruszyłyśmy na maraton po domach. Najpierw w części gdzie mieszka dużo naszych znajomych, a następnie w bardzo bogatej dzielnicy Juneau, gdzie wszyscy mają domy jak wille. Po ulicach biegały dzieciaki w różnych cudownych strojach, chodziły od domu do domu całe zadowolone. Ludzie naprawdę się angażując. Stroją domy, kupują cukierki, sami się przebierają. Np. jadąc do domu Arii widziałam 2 super domy, jeden, gdzie przy wejściu stał joker jak ten z filmu i wpuszczał do środka, a drugi to najbardziej znany dom w okresie Halloween. Cały przystrojony duchami i innymi stworami wliczając latające wiedźmy. Każda z nas uzbierała pełny worek słodyczy. Kiedy już byłyśmy zmęczone i zmarznięte pojechałyśmy do Waffle Co., gdzie pracuje nasz kolega, więc chciałyśmy dotrzymać mu towarzystwa. Po 20 minutach Waffle Co. zostało zaludnione przez naszych znajomych.

W tym tygodniu nadrabiałam zaległe zadania domowe, kończyłam dwa duże projekty i miałam przesłuchania do The Music Man - kolejna sztuka, a raczej musical. W piątek była pierwsza próba. Przeczytaliśmy po raz pierwszy całą sztukę i potem graliśmy w różne gry i uczyliśmy się fajnego tańca. Tym razem grupa aktorów liczy 55 osób, czyli o 20 więcej niż w pierwszej sztuce i jest naprawdę fajnie. Cieszę się, że tam jestem. Po próbie wróciłyśmy około 22 i jeszcze coś pooglądałyśmy. 

Natomiast w sobotę wstałyśmy o 4 nad ranem. A to dlatego, że w Juneau odbyła się giełda narciarska. O godzinie 4:30 przyjechałyśmy po Centennial Hall, gdzie przed drzwiami spali koledzy Abby - David, Sam, Nathaniel. Przywiozłyśmy swoje śpiwory i koczowaliśmy pod drzwiami do godziny 6. Wtedy ja i Abby pojechałyśmy do sklepu po śniadanie, a oni zaczęli robić jajka i bekon na kuchence polowej. Około 6:20 inni ludzie zaczęli przychodzić. Mieli karimaty, termosy itp. Po 7 otworzyli drzwi, więc weszliśmy do środka i mieliśmy pierwsze miejsce w kolejce. Na ziemi w budynku koczowaliśmy do 10. Ludzi było strasznie dużo. Chwile po 10 otworzyli wyprzedaż. Towar znikał strasznie szybko. Dużo młodzieży pracowało tam jako taki jakby wolontariat. Po powrocie do domu upiekłam jabłecznik i zarezerwowałam wycieczkę na Hawaje!!! 










1980s i pencil no.2








Ten tydzień to krótki tydzień ze względu na dzień weteranów. Tylko 3 dni w szkole i 4 dni weekendu!

wtorek, 26 października 2010

DDF - Haines.

       W piątek o godzinie 5:50 dotarliśmy na ferry terminal w Auke Bay. Prawie wszyscy już tam byli, wszyscy podekscytowani wycieczką, ludzie ćwiczyli swoje duety, duo, monologi i inne. Prom okazał się malutkim promikiem Aurora. Po wejściu na pokład okazało się ze nie ma miejsc siedzących na dziobie, gdzie znajdowało sie pomieszczenie, gdzie ludzie mogą się zrelaksować, poczytac i pooglądać widoki. Miejsc nie było także w sali kinowej, jedyne miejsca znaleźliśmy w małej i głośnej kafeterii. Potem udało nam się dostać też do solarium(miejsce na zewnątrz, ale z lampami ocieplającymi). Całą drogę ćwiczyliśmy i staraliśmy się przygotować na dwa dni konkursu. Do Haines dotarliśmy koło 12. Było niesamowicie zimno. Szkolne autobusy zawiozły nas do Haines High School. 

      Haines to niesamowicie malutkie miasteczko!! Budynek liceum jest także budynkiem podstawówki i gimnazjum. Szkoła jest malutka, wszędzie dywany, ludzie nie zamykają swoich szafek, atmosfera troche jak w Charakterze. O 3:30 rozpoczęły się nasze występy. DDF to konkurs obejmujący drama, debate i forensic. Najwięcej ludzi bierze udział pierwszych dwóch. Drama obejmuje : Solo acting (monolog max 8 min), duo (dwie osoby, które nie mogą na siebie patrzeć i mają ograniczoną przestrzeń), duet (dwie osoby, które mogą na siebie patrzeć, dotykać się i ile tylko chcą przestrzeni), Dramatic Interpretation( jedna osoba, monolog, 10 min), Humorous interpretation ( to samo co DI) - obydwie rzeczy muszą być wzięte z czegoś co było opublikowane, pantomima, reader's theater (3-4 osoby, 10 min chyba, nie mogą na siebie patrzeć, dotykać się, jedyne co mogą mieć to podium? - tak to sie nazywa??; a no i nie jest to z pamieci. 

Ja brałam udział w trzech - Solo, Reader's Theater i Duet. 

Więc wywieszają listę, szukasz swojego imienia i idziesz do danej klasy, tam przedstawiasz to co przygotowałeś, jest jury(1-3 osoby) i osoba, która mierzy czas. Potem idziesz do następnej klasy i przedstawiasz kolejna rzecz. I to samo następnego dnia. Jeśli ci jednego dnia nie poszło to wciąż możesz to naprawić drugiego dnia. Ja na przykład zawaliłam moje solo, więc drugiego dnia się poprawiłam.

Potem jak już wystąpisz dwa razy to ogłaszają wyniki, kto przeszedł do finału. Jeśli jesteś w finale musisz wystąpić jeszcze raz. 

Z JDHS zdobyliśmy 1 miejsce w HI (Shanae'a), parę drugich - reader's theater, solo, mime. Pare 3 i czwartych. 

Ogłaszanie wyników wygląda tak: wszyscy zbierają się w sali gimnastycznej i jest koleś, który czyta wyniki i wywołuje osoby do przedstawienia tego co przygotowały przed wszystkimi. Nie zawsze są to osoby, które zajęły 1 miejsce. Czasem są to osoby z 3 lub 4 miejscem. 

W sobotę już po wszystkim był "dance". Wszyscy się fajnie bawili. 

Podczas takich konkursów mieszkasz z rodzinką, która mieszka w danym mieście. Ale, że ja jestem wymieńcem to mieszkałam z Ms. Moore i jej córkami w hotelu. 

Z powodu złej pogody odwołali nam katamaran, którym mieliśmy wrócić w niedzele rano do Juneau. Więc po wymeldowaniu się z pokoju nie mieliśmy co ze sobą zrobić, więc wraz z paroma dziewczynami poszłyśmy do takiego jakby skansenu(nie wiem jak to inaczej nazwac) - takie stare miasteczko. Tam spędziłyśmy dużo czasu. Bawiłyśmy się z tamtejszymi psami, zwiedzałyśmy i poszłyśmy na plac zabaw, który dzień wcześniej został złożony i została tylko jedna atrakacja. Coś w stylu tych kręcocych się karuzel z róznymi zwierzątkami. Karuzela była w połowie rozłożona. Zostały dwa zwierzątka. Zaczęłyśmy ja rozkręcać własnymi siłami. Cieżko nam szło. Po 10 minutach zauważyłyśmy przełączke ON/OFF. Tak więc włączyłyśmy karuzele same i tak spędziłyśmy kolejne 30 min. Potem musiałyśmy wracać do hotelu po nasze bagaże i busik zawiózł nas na ferry terminal. Aurora została przeładowana ludźmi. Udało mi się znaleźć jedno miejsce, aby oglądnąć 4 część Pottera. A potem jak już było ciemno siedliśmy na zewnątrz na dziobie. Kiedy jednak zrobiło się zimno siedliśmy na podłodze i graliśmy w karcianą grę Spoons.

Uwaga zdjęcia nie są po kolei!





Tak trochę jak z Jaworzynki



      



Ellen




Jacob i Shanae'a ćwiczący swoje duo.

Widok z okna hotelu





Happy fries!



Ninja destruction



Shanae'a, Angela, Abby, Macrina, Aria i ja