niedziela, 28 listopada 2010

Śnieg, Thanksgiving, Harry Potter!

W zeszłym tygodniu zaczął padać na reszcie śnieg w dolinie! Stoki mają się otworzyć 4 grudnia!

Byłam jeszcze raz na operze host taty. Mam próby do Music Man. Zmieniam Am. Hist w przyszłym semestrze na pływanie. Musiałam recytować amerykański wiersz. Mieliśmy dzień jedzenia pochodzącego z naszych krajów/środowisk. Większość ludzi o tym zapomniało, więc przyniosą w przyszłym tyg. Ja przyniosłam babkę. Miałam kolejny 3 dniowy tydzień.

W czwartek było święto dziękczynienia. Host mama wstała o 5 nad ranem, aby wsadzić indyka do piekarnika. Posprzątaliśmy cały dom, było duża jedzenia, Abby zrobiła tort lodowy. Koło 12 przyszli znajomi host rodzinki z 10 latką i 2 latką.Przed jedzeniem każdy powiedział za co dziękuje. Potem pojedliśmy indyka, słodkie ziemniaki, sałatkę żurawinową i wiele innych. Zrobiliśmy rodzinne zdjęcia, z których potem robią świąteczne kartki dla rodziny. Wieczorem host tata włączył po raz pierwszy lampki na choince zewnętrznej. Po święcie dziękczynienia zaczyna się okres bożonarodzeniowy. Ludzie zaczynają dekorować domy, a radia puszczać "Santa Claus is coming to town" i "All I want for Christmas is you" i tym podobne.  Za miesiąc lecę na święta do Minneapolis, po drodze zahaczając o Seattle. Będzie tam ogromna rodzina host rodzinki i będzie zabawnie.
Tydzień temu byłam w sklepie i Mikołaj był. Dziś pojechałam do sklepu to wszystko już świąteczne i Mikołaj siedział i dzieci sobie robiły zdjęcia.

Po całej uroczystości pojechaliśmy do kina na Pottera! Chyba najlepszy jaki dotąd był.

W piątek mieliśmy próby przed kolejnym DDF, bo w czwartek następny wypływamy do Wrangell. Potem ja, Abby, Shanae'a, Aria, Ellen, Macrina, Angela i Mrs. Moore (czyli ci co zawsze) pojechałyśmy na obiad i do kina na Roszpunkę. Film w stylu starodisneyowskim z humorem Shreka 1. Mega! Potem ja i Abby pojechałyśmy do Public Market. Jest to wydarzenie coroczne. Ludzie z Alaski i całej Ameryki przyjeżdżają i sprzedają hand made rzeczy. Fajne rzeczy można kupić.

I znalazłam chyba pierwszy normalny sklep z ciuchami w Juneau!




wtorek, 16 listopada 2010

Długi weekend + tęsknota.

Wiem, że czytają to nie tylko moi rodzice, ale też ludzie, którzy chcą pojechać więc poruszę ważny i nie rozłączny temat rocznego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Tęsknota. Poza faktem, że jest to super niepowtarzalna przygoda i jest w 100 % warta opuszczenia Polski na 10 miesięcy, to ma też swoje małe minusy. Nawet jeśli wasza rodzinka jest wspaniała i macie zajęty czas to przychodzi okres kiedy zaczyna się tęsknić. CCI opisuje to jako drugi etap pobytu w USA i twierdzi, że uczeń zaczyna nie lubić kultury, ludzi, chce wracać do domu itp. Jeśli doszedłeś do tego punktu to warto pogadać z własnymi rodzicami. Oni naprawdę pomogą! I nie starajcie się zapełnić sobie czasu, aby ten mijał szybciej, bo nie po to tu przyjechaliście. Znajdźcie zajęcia, których w Polsce nie będziecie mogli spróbować i cieszcie się czasem, który tu macie!

Moja host siostra nie jest taka super jak była na początku. Fajna dziewczyna, ale nie jesteśmy sobie bliskie czy coś. Prawie nie rozmawiamy, jak siedzimy same w aucie to jedyne co pozwala nam przetrwać to muzyka, bo inaczej to jest cicho. No trudno..

W czwartek mam spotkanie z kolesiem, który układa mój plan. Chcę zmienić American History na coś innego, jeszcze nie wiem co, bo nie wiem co jest dostępne w tym czasie – może gotowanie, może jakiś sport, zobaczymy.

Miałam długi weekend z powodu dnia weterana i konferencji nauczycieli. Z czwartku na piątek poszłam do domu państwa Moore, na noc do Arii. Oglądałyśmy Harrego Pottera i grałyśmy na Wii. Mrs. Moore zrobiła nam cynamonowe bułeczki, a rano Shanae’a odwiozła mnie do domu. Ich rodzina jest bardziej podobna do mojej własnej. Głośno w domu i jakoś tak bardziej rodzinnie. W piątek zrobiłam im obiad, a wieczorem pojechałyśmy do Ellen na maraton Harrego Pottera. Ja, Abby, Ellen, Angela, Macrina, Zac i Devon(kolega ich) oglądnęliśmy 2 części, bawiłiśmy się z pięknym czarnym labradorem i słuchaliśmy komentarzy Macriny, która jest ogromną fanka serii i komentowała każdy możliwy szczegół.  W sobotę pojechałam z host mama do Cosco (polski Makro), Walmartu i do miejsca gdzie się recyclinguje śmiecie. Całe Juneau recyclinguje ile tylko może. Potem ja, Abby i jej mama pojechałyśmy do włoskiej restauracji , a następnie do szkoły obejrzeć operę L’elisir d’amore (eliksir miłości), w której host tata miał główną rolę. Bardzo dużo ludzi ze szkoły przyszło. Wyszło fajnie. Opery z reguły są nudne i straszne (moja opinia), ale ta była zabawna i ciekawa i po włosku(!).

Wczoraj miałam próbę do Music Man. Uczyliśmy się piosenek. Dowiedziałam się, że jestem Alto. Uczył nas ich Mr. Moore. Mrs. Moore i Mr. Moore to najlepsi nauczyciele w szkole. 


Trochę Juneau:


tu koczowaliśmy przed wyprzedażą
 Opera: 



host tata




niedziela, 7 listopada 2010

chorowanie w USA + Halloween + The Music Man + ski swap

W ostatnim tygodniu października zachorowałam. Zaczęło się od bólu gardła, kataru, a przeszło na uszy i kaszel. W czwartek i piątek zostałam w domu i leczyłam się rutinoscorbinem i herbatką i dużą ilością Przyjaciół. Przed to ominął mnie piątek, kiedy wszyscy uczniowie przebierali się w swoje Halloweenowe kostiumy. Jednak w sobotę rano kiedy nie było lepiej a gorzej pojechałam z host mamą do lekarza. Na wejściu musiałam wypełnić moją życiową historię choroby + parę rzeczy o rodzinie! Skąd ja miałam pamiętać kiedy miałam jaką szczepionkę lub inne dziwne rzeczy. Potem przyszła po mnie pani doktor i zabrała mnie do małego gabineciku. Zbadała mnie, zadała parę pytań. Badanie nie różniło się niczym do tego co mamy w Polsce. Pani była bardzo miła. Potem poszła wypisać receptę i ją wydrukować.  Przy wyjściu musiałam zapłacić. Potem w poczekalni chciałam wykupić swoje lekarstwa. Był tam taki automat do wydawania leków "InstyMed". Podajesz numer swojej recepty, pytają cię o ubezpieczenie i tu zaczęły się problemy. Proszono nas o połączenie z firmą obsługującą tą maszynę. Pan oznajmił, że moje ubezpieczenie nie pokrywa leków. Tak więc kolejna godzinę spędziłyśmy na dzwonieniu do CCI i wyjaśnianiu sprawy. Po 10 telefonach poddałyśmy się i po prostu kupiłyśmy te antybiotyki normalnie bez ubezpieczenia (drogo! ale i tak taniej niż w aptece) i pojechałyśmy do domu. 

Sobotę spędziłam na oglądaniu Przyjaciół i robieniu musu bananowego. Podsumowując chorobę: wcale nie jest fajnie chorować w innym kraju nie mając swojego własnego łóżka, lodówki i rodziców. W niedzielę było Halloween. Wycięłyśmy z Abby 3 dynie, host mama zrobiła pyszne bazyliowe pesto, a przed 18 przebrałyśmy się w stroje i pojechałyśmy do rodzinki Moore po Arię i Shanae'a (nie wiem jak to odmienić). Z nimi pojechałyśmy do Ellen, która była z Angelą i potem ruszyłyśmy na maraton po domach. Najpierw w części gdzie mieszka dużo naszych znajomych, a następnie w bardzo bogatej dzielnicy Juneau, gdzie wszyscy mają domy jak wille. Po ulicach biegały dzieciaki w różnych cudownych strojach, chodziły od domu do domu całe zadowolone. Ludzie naprawdę się angażując. Stroją domy, kupują cukierki, sami się przebierają. Np. jadąc do domu Arii widziałam 2 super domy, jeden, gdzie przy wejściu stał joker jak ten z filmu i wpuszczał do środka, a drugi to najbardziej znany dom w okresie Halloween. Cały przystrojony duchami i innymi stworami wliczając latające wiedźmy. Każda z nas uzbierała pełny worek słodyczy. Kiedy już byłyśmy zmęczone i zmarznięte pojechałyśmy do Waffle Co., gdzie pracuje nasz kolega, więc chciałyśmy dotrzymać mu towarzystwa. Po 20 minutach Waffle Co. zostało zaludnione przez naszych znajomych.

W tym tygodniu nadrabiałam zaległe zadania domowe, kończyłam dwa duże projekty i miałam przesłuchania do The Music Man - kolejna sztuka, a raczej musical. W piątek była pierwsza próba. Przeczytaliśmy po raz pierwszy całą sztukę i potem graliśmy w różne gry i uczyliśmy się fajnego tańca. Tym razem grupa aktorów liczy 55 osób, czyli o 20 więcej niż w pierwszej sztuce i jest naprawdę fajnie. Cieszę się, że tam jestem. Po próbie wróciłyśmy około 22 i jeszcze coś pooglądałyśmy. 

Natomiast w sobotę wstałyśmy o 4 nad ranem. A to dlatego, że w Juneau odbyła się giełda narciarska. O godzinie 4:30 przyjechałyśmy po Centennial Hall, gdzie przed drzwiami spali koledzy Abby - David, Sam, Nathaniel. Przywiozłyśmy swoje śpiwory i koczowaliśmy pod drzwiami do godziny 6. Wtedy ja i Abby pojechałyśmy do sklepu po śniadanie, a oni zaczęli robić jajka i bekon na kuchence polowej. Około 6:20 inni ludzie zaczęli przychodzić. Mieli karimaty, termosy itp. Po 7 otworzyli drzwi, więc weszliśmy do środka i mieliśmy pierwsze miejsce w kolejce. Na ziemi w budynku koczowaliśmy do 10. Ludzi było strasznie dużo. Chwile po 10 otworzyli wyprzedaż. Towar znikał strasznie szybko. Dużo młodzieży pracowało tam jako taki jakby wolontariat. Po powrocie do domu upiekłam jabłecznik i zarezerwowałam wycieczkę na Hawaje!!! 










1980s i pencil no.2








Ten tydzień to krótki tydzień ze względu na dzień weteranów. Tylko 3 dni w szkole i 4 dni weekendu!