czwartek, 9 września 2010

kolejny tydzień.

W piątek rozpoczął się długi weekend. Długi, bo w poniedziałek było święto pracy. W piątek oglądając film zrobiłyśmy z Abby koszulki na pubhop.

W sobotę zaczęłam się uczyć grać na pianinie. O 17 pojechałyśmy do Solany, gdzie był jej chłopak i Asena z Turcji. Ma widok z okna prosto na piękną plażę i wodospad. A następnie do Maddy. Ta zaś ma przeogromny dom, dużą ilość wielkich okien, pełną lodówkę i sale kinową, w której oglądnęłyśmy połowę filmu.O 9 jej mama zawiozła nas do szkoły. Zapłaciłyśmy 5 dolarów za wejście. Ogólnie to było nudno. Ludzie mieli super koszulki, ale to była jedyna rzecz, która była fajna. Wróciłyśmy więc koło 12 do domu. I następnie spałyśmy przez 12 godzin.
Mieliśmy jechać pod namiot, ale lało, więc po południu pojechałyśmy na zakupy - przeceny, gdyż turyści odpływają. Ja i AuraLee ( kuzynka Abby) kupiłyśmy dużo dziwnych rzeczy powiązanych z Juneau i Alaską. W jednym ze sklepów musiałam okazać dowód tożsamości, więc pokazałam szkolne ID i tak rozwinęła się rozmowa ze sprzedawczynią, która miała z 18 lat na temat wymian młodzieżowych, tego że ona była we Francji i innych głupotach. Wieczorem natomiast ja, Julie i Jay pojechaliśmy do host taty Shoty z Japonii na kolacje wymieńców CCI. Jest nas 3. Ja, Shota i chłopak z Chin mieszkający w Japonii, którego imię zaczyna się na O, a reszty w życiu nie zapamiętam. Było sushi i inne dziwne rzeczy, trochę grania na gitarach i 10 bębnach, które host tata Shoty ma w domu. Podczas rozmowy wyszły na jaw moje windsurfingowe umiejętności i jest szansa, że do końca września trochę popływam!

W poniedziałek był ostatni pełny dzień AuraLee w Juneau. Pogoda była piękna, więc poszliśmy zbierać jagody. Pojechaliśmy na Eaglecrest czyli najbliższy ośrodek narciarski (jakies 8-10 min od mojego domu). Stojąc w jednym miejscu nazbierałam cały wcale nie mały kubełek jagód. Dlatego też wszystko, co teraz jemy jest z jagodami. Wieczorem zjedliśmy przepyszne jagodowo-malinowe pie i poszłyśmy z Abby i Nancy na ściankę ( tak bracie nareszcie się wspinam!).

We wtorek pogoda była znów przepiękna. Po szkole była kolejna próba do sztuki. Blocking i nauka swingowania. Jutro kolejna i w piątek następna (od 5 do 9!). Dostałam też pierwszy wykaz ocen - jak na razie tylko z Acting Company i Spanish. Więc AC mam dwa A+, a z hiszpańskiego mam dużo A+ i A, jedno B- i oddał nam też zaległe testy. Odjął mi 7 punktów, bo akcent był narysowany w złą stronę! Przez co dostałam D! W Charakterze nikt tak nie oceniał! Ale to nie ma większego znaczenia, bo jest to wliczane do średniej dziennej.

W środę nic się nie działo. Dziś miałam swój pierwszy quiz. Vocab. Dostałam 18 pkt na 20 możliwych. W trakcie lunchu nie miałyśmy co ze sobą zrobić, wiec poszłyśmy do "biura" Ms. Moore (nauczycielka Acting Company i reżyser sztuki). Jest to mały przeuroczy pokoik z plakatami wcześniejszych inscenizacji, zdjęciami uczniów i maskotkami. Możesz tam przyjść kiedy tylko chcesz. Dziś był jeden z fajniejszych dni. Dostałam batona za dobra odpowiedz na pytanie podczas historii. A potem staraliśmy się wreszcie dokończyć próby do Reader's Theater podczas Acting Company, a następnie się wygłupialiśmy, co skończyło się bólem biodra (nic mi nie jest rodzinko!) i dziwnymi dźwiękami (udawaliśmy mrówki, tak wiem mrówki nie wydaja dźwięków). Popołudniu poszliśmy do sąsiadów, aby pomoc im coś przenieść i dostałam kawałek łosia! Kolejny dzień, który zaliczam do udanych! Zakończony przepysznym ciastem!

Zdjecia nie chca sie zaladowac, wiec sprobuje jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz